Ostatnio generalnie brak mi natchnienia i to do wszystkiego. Większość czynności wymaga ode mnie wzmożonego wysiłku. Ale któregoś poranka, pomyślałam o nieee, tak być nie może. I zabrałam się za szycie, gdyż maszyna stoi odłogiem dobrych kilka miesięcy i zerka na mnie nieśmiało z kąta. Pierwszą rzeczą, która przyszła mi na myśl był koszyczek. Mam już dwa, więc potrzebny mi w sumie nie jest, ale koszyczków wiszących nigdy dość. Są tak uniwersalne, że właściwie przydadzą się w każdym pomieszczeniu. No i zbliżają się Święta, więc może kogoś uszczęśliwię nowym produktem. Mam przynajmniej nadzieję, że będzie to uszczęśliwienie :-) Wprawdzie, kiedy tak już zasiadłam do maszyny i rozpoczęłam pracę, to jednak mój brak natchnienia wypłynął na wierzch... robota szła mi jak po gruzie. Niemniej jednak dzieło swe ukończyłam i oto prezentuję...