Kilka dobrych lat temu, gdzieś przypadkiem natknęłam się w internecie na zdjęcie kobiety w spódnicy tiulowej. Zakochałam się... w spódnicy oczywiście. W ogóle uwielbiam tiul. Potrafi mieć wiele wcieleń od eleganckiego, przez romantyczny kończąc na rockowym. Moja suknia ślubna została stworzona właśnie z tiulu i jak tylko padł pomysł ślubu to wiedziałam, że będę mieć suknię retro z dużą jego dawką. A jak widzę sukienki w stylu pin up to już całkiem mnie powala na kolana. No kocham, uwielbiam, dostaję białej gorączki. Najbardziej podobają mi się spódnice szyte z koła z obszerną tiulową halką. Cóż, nie są one zbyt praktyczne na takie tam mniej oficjalne wyjścia. Nie pójdę przecież na piwo w obszernej tiulowej kiecce :-)
Stworzyłam sobie taką namiastkę... tylko dwie warstewki i to z bardzo delikatnego amerykańskiego tiulu. Dosłownie mgiełka.
No dobra, może było by i więcej, ale cóż i fundusze trochę ograniczyły. Jednak na taką spódnicę z koła trochę tego tiulu by trzeba było, aby efekt był bogaty.
Niżej widać proces twórczy, który trochę trwał. Najpierw skroiłam koło, minął miesiąc. Wszyłam tiul... kolejne tygodnie i tak prosta spódnica tworzyła się chyba ze 4 miesiące. Ale jest... i to się liczy :-)
Mam też fotkę spódnicy na mnie, ale proszę mi wybaczyć jakość zdjęcia... mojemu aparatowi efekt końcowy się chyba jednak nie podobał.
ps. co do mojej sukni ślubnej...... :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz