Od zawsze byłam domowym "chomikiem", zawsze żal było mi czegoś wyrzucić bo się do czegoś może przydać. Dość często okazywało się, że mam zachomikowane coś, co akurat nada się do wykorzystania przy jakiejś drobnej naprawie, przeróbce itd. itp.
Pewnego wieczoru przeglądając internet natknęłam się na artykuł o tzw. upcyklingu czyli ponownym wykorzystaniu zużytych przedmiotów. Były tam różne przykłady, a to jak zrobić doniczkę z opony, jak uszyć torbę dżinsową ze starej kurtki i jeszcze kilka ciekawych przykładów. Czytając ten artykuł uświadomiłam sobie, że od zawsze byłam upcyklingowym człowiekiem. Nawet za dziecka, kiedy z pałeczki od cymbałek zrobiłam łepek do papierowego aniołka :-) Faktem jest to, że często moje upcyklingowe podejście do życia jest związane z wrodzoną oszczędnością. Tak jakoś mam, że za byle co no nie zapłacę choćby mi się nie wiem jak podobało. Właśnie z tego powodu powstała moja pierwsza "sweterkowa" poduszka. Jakiś czas temu panował mega szał na narzuty oraz poduszki stylizowane na dziergany sweter. Ich ceny mnie zaskakiwały, w szczególności wtedy, gdy ten "sweterek" okazywał się być poliestrowy lub w porywie akrylowy. Cóż, wiele nie myśląc "udziergałam" sobie taką poduszkę sama. W sklepie z odzieżą używaną kupiłam sweter z warkoczami, 100% bawełna za całe 8 zł. Pocięłam, pozszywałam, kupiłam wypełnienie i oto moje pierwsze dzieło nie za 50 zł a za 15 zł milutkie w dotyku, nie mechacące się.
Ostatnio postanowiłam odświeżyć wygląd kanapy, tym bardziej, że na dniach w pokoju stanie nowy mebel produkcji mego męża czyli nowa ława w barwach biało-czarnych. Ruszyłam na łowy skuszona wielkim banerem dziś 50% ceny i za 6 zł sweterkowa kamizelka była moja. Korzystając z wolnego dziś powstała nowa podusia :-)
Kamizelka była niestety w rozmiarze M co spowodowało konieczność wstawienia pasków przedłużających, ale w sumie efekt końcowy wyszedł ciekawy.
To nie koniec upcyklingu w moim wykonaniu, jeszcze parę pomysłów mam...
P.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz